19 listopada 1998 roku świat gier wideo doznał wstrząsu, który znacząco wpłynął na jego obecny kształt. Wtedy to swoją premierę miała jedna z najważniejszych gier w historii – Half-Life.
Pod koniec XX wieku w odizolowanym ośrodku badawczym Black Mesa dochodzi do tragicznego w skutkach eksperymentu naukowego. W jego wyniku otwiera się międzywymiarowe przejście łączące nasz świat ze światem Xen. A ten zamieszkany jest przez niezwykłe stwory, które natychmiast przedostają się do naszego wymiaru siejąc zniszczenie w całym kompleksie. Jednym z ocalałych jest Gordon Freeman – doktor fizyki teoretycznej, 27-letni absolwent MIT. Początkowo uzbrojony jedynie w łom, wyrusza przed siebie w celu wydostania się z placówki. Na jego drodze prócz krwiożerczych istot stają żołnierze z elitarnej jednostki Hazardous Environment Combat Unit, którzy mają jedno zadanie – wyeliminować wszystkich świadków katastrofy. Gdyby tego było mało, poczynania Freemana obserwuje tajemniczy mężczyzna w czarnym garniturze. To wszystko nie wygląda najlepiej…
Tak właśnie zaczęły się przygody najcichszego bohatera świata gier. Nie Sam Fischer, nie Ezio, nie Hitman, tylko Gordon Freeman. Nieśmiały doktor nie wypowiedział ani jednego słowa, dzięki czemu obrósł legendą i stał się jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci. Pierwszą część jego wędrówki wychwalano za dynamiczną, wciągającą rozgrywkę, ale też fabułę i klimatyczne uniwersum. Choć debiutanckie dzieło Valve garściami czerpało ze znanego dorobku kultury popularnej – gier Quake, Doom i Resident Evil czy książki Stephen’a King’a „Mgła” – to zrobiło to w sposób mistrzowski tworząc spójną, porywającą całość. Nikt wcześniej nie zrobił gry, w której poziom immersji stał na tak wysokim poziomie.
Sukces tego FPS’a wywindował Valve do pierwszej ligi twórców gier. Wokół Half-Life natychmiast zebrała się rzesza oddanych fanów, którzy tłumnie ruszyli do tworzenia własnych modyfikacji. W ten sposób między innymi powstał niezapomniany Counter-Strike. Wszystko to sprawiło, że produkcja z czerwonym łomem na czele stała się wręcz ikoną popkultury, a uskrzydlone Valve ruszyło na podbój branży.
Zrobiło to chociażby poprzez stworzenie platformy Steam. Początkowo był to system do gry wieloosobowej w Half-Life, jednak szybko wyewoluował w coś znacznie poważniejszego. Od menadżera gier Valve, poprzez sklep z grami aż po znany nam dzisiaj kombajn rządzący na rynku cyfrowej dystrybucji.
W 2004 roku, po wielu opóźnieniach, na rynek trafiło Half-Life 2, które podobnie jak pierwowzór, zachwyciło graczy i recenzentów. Tym razem Gordon Freeman trafił do dystopicznego miasta City 17 rządzącego przez obcą rasę, gdzie postanowił pomóc rebeliantom w obaleniu brutalnego reżimu. Tytuł został oparty na autorskim, również przełomowym silniku Source. Poprzednie produkcje zostały odświeżone, a amatorscy i profesjonalni twórcy dostali potężne narzędzie edytorskie, dzięki któremu powstało wiele rewelacyjnych produkcji.
Half-Life 2 otrzymało też dwa epizody kontynuujące prowadzoną fabułę. Miał się pojawić również trzeci, ale niestety przepadł w odmętach studia. Fani już od kilku lat oczekują premiery albo Epizodu Trzeciego albo Half-Life’a 3. Valve skutecznie podgrzewa atmosferę wypluwając od czasu do czasu jakieś plotki. Nadejście kontynuacji obrosło już niemal taką legendą, jak niegdyś Duke Nukem Forever. Miejmy tylko na dzieje, że nie skończy się tym samym. Choć znając Valve możemy spać spokojnie – oni nie robią słabych rzeczy. A tymczasem dla wszystkich niecierpliwych pozostaje projekt Black Mesa – fanowski twór odświeżający pierwszą część tej kultowej serii. Cały czas jest w produkcji i fazie udoskonalania, jednak jest już dostępna jedna z jego wersji. Można ją pobrać tutaj.
„Do końca życia zapamiętam sekwencję początkową, czerwony łom, kombinezon głównego bohatera i krzyk skaczącego face-huggera”
Dla mnie seria Half-Life jest bez wątpienia jedną z najważniejszych w gamingowym życiu. Poznałem ją będąc małym dzieckiem grającym z ojcem, a dzisiaj wracam do niej przynajmniej raz w roku. Porwała mnie niesamowitym klimatem i niezwykle miodnym gameplay’em. Do końca życia zapamiętam sekwencję początkową, czerwony łom, kombinezon głównego bohatera i krzyk skaczącego face-huggera. Trzymam kciuki za następcę i liczę na to, że Valve pozwoli mi po raz kolejny doznać tych niesamowitych przeżyć. Dla takich produkcji warto być graczem.
Wszystkiego najlepszego, Gordon!
KONKURS: Do wygrania trzy egzemplarze PayDay 2!
The post Half-Life – 15 lat i jeden dzień appeared first on GAMEMAG.PL.